wtorek, 27 października 2015

Nasza Gruzja, Peter's Guest House, Co zrobić na obiad w Gruzji?

Od dwóch dni w Sighnaghi pada. A było tak pięknie, ciepło, słonecznie. Prognozy nie są najlepsze na najbliższe dni, mamy nadzieję, że jak zwykle się nie potwierdzą.
Pogoda nie rozpieszcza więc postanowiłam zrobić coś smacznego na obiad i w ten sposób zrekompensować nam szaro- bury dzień.
Z wczoraj zostało mi pół garnka ugotowanej kaszy gryczanej. Jest ona w Gruzji bardzo popularna ale nie wykorzystuje się jej możliwości. Gruzini zazwyczaj jedzą ją ugotowaną i bez dodatków.


Ugotowana kasza gryczana

Poszperałam w sieci i znalazłam mnóstwo przepisów na kotlety z kaszy gryczanej. Trochę zmodyfikowałam do posiadanych akurat produktów i wyszło niebiańsko pyszne danie.
Ale od początku...
Ugotowaną i zimną kaszę trochę zblendowałam. Nie całkowicie, bo nie lubię jednolitej miazgi w potrawach.

Nie całkiem zblendowana kasza gryczana


Dodałam do tego pokrojoną w kostkę i podsmażoną cebulkę. Potem wbiłam dwa jajka. Doprawiłam swańską solą i czarnym pieprzem oraz suszonymi ziołami takimi, jak bazylia, kolendra i pietruszka.


Cebulka krojona w kostkę...

...i podsmażona

Większość dodatków już jest w garnku z kaszą gryczaną

Starłam na tarce z dużymi oczkami kawałek sera sulgumi- podobny do mozarelli tylko twardszy i bardziej zdecydowany w smaku.


Gruziński ser sulgumi


Starty ser sulgumi dodałam do reszty

Do tego dodałam kawałek gruzińskiego chleba uprzednio namoczonego w wodzie i wyciśniętego i zagniotłam.
Mokrymi dłońmi formowałam kotleciki i smażyłam na oleju do zrumienienia. Pychotka!

Kotlety z kaszy gryczanej smażą się na jednym boczku...

...i na drugim boczku


Kotlety robiłam pierwszy raz. Wyszły cudowne i sycące. Można podawać polane sosem np. grzybowym lub z jogurtem matsoni wymieszanym ze świeżym koperkiem.
Proporcji nie podaję, bo to nie blog kulinarny. Robię jak zwykle "na oko" i przeważnie wychodzi.
Życzę smacznego!

Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)




Zapraszamy do polubienia nas na. Like us on Facebook  https://www.facebook.com/peterguesthouse

I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/

Booking rooms. Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.

niedziela, 25 października 2015

Nasza Gruzja, Peter's Guest House, Co to jest persymona?

   No tak, sezon turystyczny chyba już za nami. W Sighnaghi cicho, tegoroczny gwar turystów przeszedł tak jakby do historii.
   Mamy dużo wolnego czasu i trzeba coś z tym zrobić. Tylko co? No to może spacery, bo to dla zdrowia dobre, a i miasto w końcu poznamy lepiej. W ciągu ostatnich dwóch dni mieliśmy dosłownie letnią pogodę i popołudniowe słońce przyjemnie grzało. Aż chciało się pochodzić po mieście.


Sighnaghi skąpane w ciepłych promieniach jesiennego słońca


   Poszliśmy uliczką przy dworcu autobusowym. Mijaliśmy zamieszkałe i opuszczone domy. Doszliśmy do dużego zrujnowanego gmachu. Trzy piętra świeciły pustkami. Swoją świetność miał on już za sobą. Od przypadkowego przechodnia dowiedzieliśmy się, że była tam kiedyś szwalnia. Pracowników zatrudnionych tam było więcej niż obecnie mieszkańców Sighnaghi. Po upadku Związku Radzieckiego wszystko obróciło się w ruinę. Tylko portret Lenina na piętrze wciąż trwał zgodnie z zasadą, że Lenin wiecznie żywy.
   W drodze powrotnej zainteresowały nas pomarańczowe owoce na drzewach podobnych do jabłoni. Owoce wielkości brzoskwini przypominały kształtem pomidory. Błyszcząca skórka lśniła w słońcu, a my zapytaliśmy jedną z mieszkanek o nazwę tych owoców. Usłyszeliśmy "karaliok", co nam oczywiście niewiele mówiło. Pani powiedziała też, że jeszcze nie są dobre do jedzenia, że najlepsze są po pierwszych przymrozkach.


Owoce persymony na drzewie

   Po powrocie do domu wpisałam w wyszukiwarkę nazwę i znalazłam. To persymona, kaki, hurma, szaron i więcej nazw ma ten owoc niezwykle bogaty w rozpuszczalny i nierozpuszczalny błonnik, witaminy i minerały. I oczywiście bardzo smaczny.


Owoce persymony

Owoce persymony

Pokrojona persymona

   Gruzini nie lubią długo czekać, a szczególnie na dojrzałe owoce. Tak też i persymonę zrywają już teraz i sprzedają na bazarach. My dostaliśmy persymonę od sąsiada. Piękne, błyszczące pomarańczowe kulki były twarde ale po ugryzieniu czuło się delikatnie miodową słodycz. Miąższ owoców zaś był kruchy i soczysty. Niektóre miały w środku kilka niewielkich pestek. Polubiliśmy je od pierwszego gryza. Podobno dojrzałe są bardziej słodkie, a miąższ ma konsystencję galaretki. Poczekamy, zobaczymy i napiszemy.

Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)



Zapraszamy do polubienia nas na. Like us on Facebook  https://www.facebook.com/peterguesthouse

I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/

Booking rooms. Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.

czwartek, 15 października 2015

Nasza Gruzja, Sakartvelo, Peter's Guest House, Jak jechaliśmy samochodem do Gruzji II


Samochodem do Gruzji? Dlaczego nie?

Wjechaliśmy do Turcji. Przed nami autostrada więc mamy nadzieję, że ten kraj przejedziemy szybko. Po drodze do Istambułu usiłowaliśmy kupić winietkę na autostrady i płatne mosty w Turcji. Okazało się, że tuż przed Istambułem jest urząd pocztowy, gdzie można nabyć winietkę. Po naklejeniu jej pod lusterkiem wstecznym na szybie ruszyliśmy spokojnie przez największe miasto w Turcji.
Nasze obawy się szybko rozwiały, bo Istambuł jest pięknie oznaczony i bardzo sprawnie się go przejeżdża. Drogi szerokie, po kilka pasów dawały możliwość spokojnego, aczkolwiek dynamicznego poruszania się po mieście. Można powiedzieć, że jazda samochodem przez Istambuł była przyjemnością. Z zazdrością patrzyliśmy na tureckie rozwiązania w kwestii płatności za drogi i mosty, dziwiliśmy się, że Turcy bez problemu ustępują nam i sobie miejsca podczas zmiany pasów, no i te piękne, ogromne drogi.
Bez przygód dojechaliśmy do końca autostrady, jakieś 200 km za Istambułem i znowu niespodzianka. Co prawda autostrady już nie było, ale dalsza droga była równie dobra, bo dwupasmowa. I tak przez cały kraj, około 1500 km można jechać ponad 100 km/h, bo turecka policja nie zatrzymuje za przekraczanie prędkości.
Tylko jedno nam się nie podobało, a mianowicie 1 litr benzyny kosztuje w Turcji około 10 zł. Skąd oni wzięli takie ceny?
Zatrzymaliśmy się na nocleg w Turcji i cieszyliśmy się, że już następnego dnia będziemy w Gruzji.



Zachód słońca nad Morzem Czarnym


Przed nami była ostatnia część naszej podróży samochodem do Gruzji, do nowego życia. 
Jakie ono będzie?- zastanawialiśmy się po drodze. Czy lepsze, czy gorsze? A może po prostu inne?
Późnym wieczorem bardzo sprawnie przekroczyliśmy granicę turecko- gruzińską. W baku mieliśmy opary więc rozglądaliśmy się za stacją benzynową. Na szczęście była blisko i zapełniliśmy bak po brzegi tanią, gruzińską benzyną.
W założeniu mieliśmy w planach znalezienie noclegu. Ale gdy minęliśmy Batumi zajechaliśmy na kawę do przydrożnej knajpki. Tam przy kawie zdecydowaliśmy się jechać dalej.
I tak, robiąc po drodze trzy krótkie przerwy na przysłowiowe zamknięcie oczu, dojechaliśmy do Tbilisi. Chcieliśmy ominąć miasto w godzinach porannego szczytu i pojechaliśmy z Mcchety drogą na Baku. Cóż, już nie raz skracając sobie drogę w Gruzji tak naprawdę ją wydłużaliśmy. Tym razem też tak było.
Niestety nasz samochód nie pokonał ogromnych dziur na całej szerokości drogi i musieliśmy zawrócić. A było tak blisko.
Przejazd przez Tbilisi o 9-tej rano to jak pływanie w rwącej, górskiej rzece. Przy pomocy gruzińskiego kierowcy daliśmy radę i wyjechaliśmy w końcu na drogę do Sighnaghi. Jeszcze tyko 90 minut i będziemy na miejscu.



Widok z wieży w murach obronnych


Nasza podróż trwała 5 dni. Cztery razy nocowaliśmy w różnych krajach. Przejechaliśmy prawie 4 tysiące km. Dzisiaj już wiemy, że było warto.


Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)


Zapraszamy do polubienia nas na. Like us on the Facebook  https://www.facebook.com/peterguesthouse

I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/

Booking rooms. Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.

poniedziałek, 12 października 2015

Nasza Gruzja, Sakartvelo, Peter's Guest House, Jak jechaliśmy samochodem do Gruzji I


Samochodem do Gruzji? Dlaczego nie!

W końcu Gruzja to nie koniec świata. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy samochodem i dotrzemy do Sighnaghi.
Sighnaghi jest niewielkim miasteczkiem w Kachetii, w Gruzji. Trafiliśmy tu po raz pierwszy w 2013 roku. Była to nasza pierwsza podróż do Gruzji i nie pomyśleliśmy, że pierwsze odwiedzone przez nas miasto będzie kiedyś naszym miastem. 
W ubiegłym roku ponownie tu przyjechaliśmy i wtedy zapadła decyzja, że szukamy dla nas domu. Pomogli nam gruzińscy przyjaciele. I tak w styczniu 2015 roku sfinalizowaliśmy kupno domu.
W Polsce z nieukrywaną satysfakcją zwolniliśmy się z pracy. Obydwoje pracowaliśmy na poczcie i mieliśmy serdecznie dość tego kieratu. Ciągłe restrukturyzacje, rozpychanie się łokciami, kolesiostwo i powszechny nepotyzm odebrał nam całą satysfakcję z lubianej wcześniej pracy.
Dzisiaj wiemy, że była to dobra decyzja. Emerytury mamy wypracowane. Zostało nam dożyć do wieku emerytalnego. Gruziński klimat sprzyja temu i dlatego tu jesteśmy.


Jak napisałam zwolniliśmy się z pracy. Odczuwaliśmy przy tym dziką satysfakcję. Już żaden pseudo kierownik czy dyrektor nie będzie miał nad nami władzy.
Po załatwieniu wszystkich niezbędnych spraw w Polsce zaczęliśmy się pakować. I zaczęły się schody. Zaplanowaliśmy dojazd do Sighnaghi naszym samochodem. Ponieważ nasze auto duże nie jest, trzeba było zdecydować, które przedmioty będą nam niezbędne w Gruzji, a co możemy kupić na miejscu.
Na pierwszy ogień poszły narzędzia Piotrka. Jak ma się dom, to wypada mieć wiertarkę, wkrętarkę i inne tego typu urządzenia. Do tego spakowaliśmy ubrania, trochę pościeli, bo przecież będziemy mieli guest house i resztę już według osobistych priorytetów. Dla tej reszty dużo miejsca nie zostało, ale dobre i to.
Wczesnym rankiem w piątek ruszyliśmy w drogę rozpoczynając tym samym nowy etap w naszym półwiecznym życiu. Chcieliśmy jak najszybciej zawiesić polską flagę na naszym domu w Gruzji.



Polska i gruzińska- flagi na naszym tarasie w Sighnaghi


Podróż samochodem przez pięć krajów, aby dotrzeć do Gruzji trwała pięć dni. Polskę przejechaliśmy w miarę sprawnie. Późnym wieczorem zatrzymaliśmy się na Słowacji na nocleg. Pogoda była paskudna i cieszyliśmy się, że mamy ciepły pokój.
Rano ruszyliśmy dalej. Słowacja, Węgry, a potem Rumunia. Tu następny nocleg i dalej. Postanowiliśmy przejechać przez Transylwanię. Piękne okolice, hrabia Dracula musiał się tutaj bardzo dobrze czuć. Góry, lasy i babcie przy drogach sprzedające pyszne sery.
I tak dojechaliśmy do Bukaresztu. Czytałam, że można go objechać obwodnicą, tylko bądź człowieku mądry i zgadnij, gdzie zjechać na tę obwodnicę. Tak oto wjechaliśmy do stolicy Rumunii i męcząc się niezmiernie pokonaliśmy ją z duszą na ramieniu. Jak dla nas, to nie ma tam żadnych obowiązujących przepisów ruchu drogowego. Drogi dziurawe jak dobry ser. Miasto pamiętające czasy komunizmu. Bez żalu i z ulgą wyjechaliśmy stamtąd i dotarliśmy do jedynego drogowego przejścia granicznego na Dunaju między Rumunią a Bułgarią. Wiedzieliśmy, jak się przygotować na jego przekroczenie,


 Podjechaliśmy do przejścia granicznego w Ruse w Rumunii i ustawiliśmy się w niewielkiej kolejce. 
Przejście jak każde inne, jedna rzecz tylko je wyróżnia. Otóż jest to jedyne przejście lądowe na Dunaju między Rumunią a Bułgarią. W innych miejscach granicę pokonuje się promem, a tu można przejechać mostem. Przejazd jest płatny. Kosztuje 4 euro lub 5 dolarów. Sztuczka polega na tym, że rumuńscy pogranicznicy nigdy nie mają reszty. My to wiedzieliśmy i byliśmy przygotowani. Piotr trzymał 4 euro, natomiast jakieś trzy samochody przed nami dziewczyna kolędowała do wszystkich kierowców, aby rozmienić pieniądze. W końcu jej się udało i w ciągu kilku minut byliśmy na moście.
A swoją drogą to ciekawe, że pograniczników nic więcej nie interesowało poza opłatą za przejazd mostem.
Most do połowy należy do Rumuni i tu trzeba się dobrze gimnastykować żeby ominąć największe dziury. Połowa bułgarska jest w trochę lepszym stanie.
W Bułgarii zatrzymaliśmy się na nocleg. Bez większych problemów dojechaliśmy do granicy z Turcją. Tu najpierw zakup wiz. Potem odesłano nas do kontroli samochodu. Wcale nie byliśmy zdziwieni. Nasze auto zapakowane było po brzegi i mieliśmy przerażenie w oczach, gdy kazano nam wszystko 

wypakować.
Nie wieźliśmy nic zakazanego ale wszystko było ułożone jak klocki lego i nie byliśmy pewni czy po rozpakowaniu bagażu potem wszystko nam się zmieści do samochodu. Do tego upał i zmęczenie nie nastrajało nas do wysiłku fizycznego. Ale cóż. Chcesz do Gruzji? To do roboty!
Kontrola była krótka, chyba tylko po to żebyśmy się w samochodzie nie zasiedzieli. Nikt nawet do toreb nie zajrzał. Ale co się namęczyliśmy, to nasze.
Na szczęście udało się spakować wszystko do samochodu i ruszyliśmy przez Turcję. Najbardziej ciekawił nas przejazd przez Istambuł. Przecież to ogromne miasto.
Jak przejechaliśmy Turcję i dotarliśmy do naszego Sighnaghi w następnej części.



Brama w murach obronnych Sighnaghi


Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)


Zapraszamy do polubienia nas na: https://www.facebook.com/peterguesthouse

I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/

Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.

piątek, 9 października 2015

Nasza Gruzja, Sakartvelo, polski Peter's Guest House, Jesień w Gruzji

Jesień w Gruzji.

Jesień wielkimi krokami zmierza do Gruzji. Zaczynają się deszczowe, chłodne dni. Jest początek października i temperatura dzisiaj nie przekracza 15 stopni, powietrze jest wilgotne. 
W Sighnaghi momentami chodzimy w chmurach. Gruzini nazywają to "tuman". Wygląda jak mix dymu z mgłą. Nic w tym dziwnego, przecież mieszkamy na wysokości ponad 700 m.n.p.m. 
Zapraszamy do Gruzji, do Sighnaghi jesienią, kiedy można pochodzić w chmurach, a w słoneczne dni podziwiać kolorowe góry, pokryte drzewami, które przygotowują się do zrzucenia liści. Wygląda to jakby góry pokryte były kolorowymi dywanami.






"Tuman" w Sighnaghi

Po lewej, na szczycie góry rozciąga się piękne Sighnaghi


A w naszym domu jest wtedy cieplutko, ponieważ jako jedni z bardzo nielicznych mamy centralne ogrzewanie i żaden nasz gość u nas nie zmarznie.

We wszystkich pokojach i łazienkach są grzejniki i cały dom jest ogrzany.





Gruzja jesienią obfituje w owoce, które w Polsce można kupić tylko w marketach. Drzewa obsypane są figami, granatami, kaki. Dojrzewają również winogrona, które tu są słodkie jak miód.










Dojrzałe granaty



Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)


Zapraszamy do polubienia nas na: https://www.facebook.com/peterguesthouse

I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/

Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.

sobota, 3 października 2015

Nasza Gruzja, Sakartvelo, polski Peter's Guest House, Festiwal wina i sera w Sighnaghi

Dzisiaj w Sighnaghi wielka impreza. Trudno o jednoznaczną nazwę. Jest to coś w rodzaju owocowych dożynek.




Okoliczni mieszkańcy oraz turyści mogą wziąć udział w wielu tradycyjnych gruzińskich czynnościach. Większość turystów zna gruzińskie snikersy. Niewielu wie, jak się je przygotowuje. Dzisiaj każdy mógł zrobić własnego snikersa czyli gruzińskie czurczchele. Są to orzechy włoskie lub laskowe nanizane na sznurek i zanurzone w gęstym, gorącym syropie z winogron, który po wystygnięciu tworzy na orzechach żelową powłokę.



Można też było upiec własny gruziński chleb w tradycyjnym piecu. Gruziński chleb ma kształt łódeczki i pieczony jest na wewnętrznych ściankach pieca w kształcie beczki.



Można też było spróbować gruzińskich szaszłyków, sera oraz wina i czaczy. Nikt dzisiaj nie był głodny, a i zupełnie trzeźwych też było niewielu.




Wzdłuż głównej ulicy rozstawiono wiele stoisk, gdzie można było zaopatrzyć się w pamiątki nie tylko z Kachetii, ale z całej Gruzji.









Na ulicach tańczyły zespoły gruzińskie.



 Wszyscy, którzy zaplanowali sobie pobyt w Sighnaghi na dzisiejszy dzień z pewnością mogli dotknąć i posmakować prawdziwej Gruzji.
Trudno było znaleźć od wczoraj miejsce na nocleg w Sighnaghi. A jeszcze przed nami winobranie w Gruzji, w winnicach Sighnaghi i całej Kachetii.

Serdecznie zapraszamy do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)

Zapraszamy do polubienia nas na: https://www.facebook.com/peterguesthouse

Rezerwować pokoje można też tutaj 

Cdn.