Ja postanowiłam przeczekać upalny dzień w domu i powoli przygotować nasz bagaż do powrotu do Polski. Piotr bohatersko poszedł po zakupy, a ponieważ odkryliśmy piekarnię, w której robią bardzo smaczne chaczapuri lecz jest ona po drugiej stronie rzeki. Piotr postanowił tam iść.
Piekarnia w Tbilisi |
Piec do wypieku gruzińskiego chleba |
Po drodze odwiedził szewca, z którym chwilę porozmawiał. Przyjrzał się jego pracy i obejrzał warsztat.
Potem wrócił do domu, bo upał był trudny do zniesienia. Dopiero bardzo późnym popołudniem poszliśmy na romantyczny spacer starymi uliczkami Tbilisi.
Jedna z uliczek starego Tbilisi |
Miasto odbudowuje wiele zniszczonych domów jednakże dużo jest jeszcze do zrobienia. Mimo to Gruzini są bardzo pogodnymi i przyjaznymi ludźmi. Bardzo chętnie pomagają turystom. Lubią opowiadać o sobie, swoim życiu i o kraju, który bardzo kochają. O Polakach mówią zawsze ciepło. Nazywają nas swoimi braćmi.
Wieczorem powietrze trochę się schłodziło, mimo to nagrzane mury nie pozwalały zapomnieć o upale. Pogoda w Gruzji gwarantowana latem. Termometry w południe pokazywały 42 stopnie. Nic więc dziwnego, że dopiero wieczorem zapełniły się ulice i restauracje. My dla ochłody poszliśmy na pyszne lody.
Nie chcieliśmy jeszcze myśleć, że jutro spędzimy tu ostatni dzień naszej włóczęgi po tym pięknym kraju.
Zdjęcia Tbilisi dzień szósty