piątek, 22 grudnia 2017

Nasza Gruzja, Małe zmiany i duże korzyści

Jesteście z nami od jakiegoś czasu. Czasami z Wami rozmawiamy na Facebook. Jesteście dla nas namiastką ojczyzny, rodziny. Jesteście przyjaciółmi, większość z Was poznaliśmy w realu.

Tu, w Gruzji, mieszkamy już prawie trzy lata. Przywykliśmy, poznaliśmy kraj, tradycje i ludzi, czujemy się jak w domu.

Odwiedza nas dużo turystów. Nawiązujemy sympatyczne relacje, my uczymy się od naszych gości, oni od nas.

Chcę dzisiaj napisać o zmianie, jaką wprowadziliśmy w naszym odżywianiu. Zrezygnowaliśmy z potraw, które zawierają w składzie pszenicę.
Nie mamy żadnych problemów zdrowotnych ani nietolerancji glutenu. Po prostu zrezygnowaliśmy z tego najbardziej popularnego zboża w naszej diecie.

I tu dopiero się zaczął ambaras.
No bo jak żyć w Gruzji, która pszenicą stoi?
Chleb tylko pszenny.
Jeżeli uda się znaleźć jakikolwiek inny, to i tak nie wiadomo nic o składzie. 

Sztandarowe gruzińskie dania- chinkali i chaczapuri, to również pszenica.
Łatwo nie jest, ale miesiąc już minął, odkąd nie jedliśmy nic z tym zbożem i powiem Wam, że da się!
Ograniczyliśmy też do minimum spożycie białego cukru.
Uwielbiałam gruzińskie ciasta. Są słodkie, smaczne, konkretne. 

Co mnie skłoniło do takiej decyzji?
Teraz, gdy mamy dużo wolnego czasu, nadrabiamy czytanie, oglądanie filmów, spacery. Przez przypadek wpadła mi w ręce książka amerykańskiego kardiologa o diecie bez pszenicy. Przeczytałam z ciekawości, z dużym dystansem.
I powiem, że wywarła na mnie ta książka spore wrażenie. Nie jestem z tych, co podążają ślepo za stadem, koryguję swoje zdanie, jeżeli argumenty do mnie przemówią.
Tak było po lekturze o pszenicy. Argumenty wydały mi się sensowne i postanowiłam spróbować na własnej skórze. Piotr przyłączył się po kilku dniach. Mówi, że nie ma wyjścia, musi jeść to, co ja zrobię. Ale nie narzeka.

Papryka marynowana w domowym occie winnym

Do niedawna moim śniadaniem była owsianka z miodem. Po godzinie pojawiał się głód.
Teraz zjadam omlet z trzech jaj z dżemem i śmietaną i nie czuję głodu przez co najmniej cztery godziny. Omlet jest robiony wyłącznie z jaj, bez dodatku jakiejkolwiek mąki.
Zawsze lubiliśmy jajka w każdej postaci, teraz zjadamy ich jeszcze więcej. Bez chleba!

Zwiększyliśmy w naszej kuchni ilość różnych orzechów, ziarna słonecznika, dyni, sezam. Jemy też więcej mięsa i warzyw. Korzystamy z dziko rosnących roślin, ziół, owoców. Jemy kasze i ziemniaki, ale ograniczyliśmy ich ilość. Na szczęście w Gruzji bez problemu można kupić dwie najważniejsze kasze: jaglaną i gryczaną i tylko te dwie. To nam wystarcza.

Nie kupujemy napojów w sklepie. Sami robimy zakwas z buraków, róże octy owocowe i ziołowe, które rozrabiamy z wodą i tym sposobem otrzymujemy zdrowe i smaczne napoje. Z zebranych przez nas dziko rosnących ziół, kwiatów, owoców i liści przyrządzamy pyszne herbaty. 

Po prawej buraki na zakwas


Taki sposób odżywiania w kraju, gdzie jada się z chlebem nawet ziemniaki, budzi zdziwienie wśród gruzińskich znajomych. Oni nie wyobrażają sobie życia bez chleba, bez pszenicy, którą tanio i szybko można wypełnić żołądek. Wynika to pewnie z ograniczonych finansów.

Co mogę napisać po miesiącu bez chleba, pszenicy oraz przy regularnym spożywaniu od dłuższego czasu napojów na bazie domowych octów i ziołowych herbat?

Jestem pod wrażeniem dobrego samopoczucia. Mój układ pokarmowy pracuje jak szwajcarski zegarek. Poprawiła się kondycja skóry, włosy i paznokcie też wydają się być ładniejsze. W bardzo dużym stopniu zmniejszył się celulit, co było dla mnie największym zaskoczeniem.

Tak w dużym skrócie wygląda nasz sposób odżywiania się w Gruzji.
Jeżeli macie pytania lub chcecie się podzielić własnym doświadczeniem odnoście zdrowego odżywiania, piszcie w komentarzach.

 Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)



Zapraszamy do polubienia nas na FB. Like us  https://www.facebook.com/peterguesthouse



Cdn.


wtorek, 12 grudnia 2017

Nasza Gruzja, czas pracy, czas odpoczynku

Najczęściej zadawane nam pytanie przez naszych gości brzmi:
- Dlaczego Gruzja i Sighnaghi?
Odpowiedź jest tu

Często też słyszymy pytanie o nasze życie w Gruzji, co robimy oprócz przyjmowania gości, szczególnie poza sezonem.
Życie tu jest pewnego rodzaju wyzwaniem dla ludzi z kraju, gdzie pośpiech jest codziennością. Trzeba się przestawić na dużo wolniejszy rytm dnia, tygodnia, miesiąca. Trzeba znaleźć w sobie spokój, ciszę, nauczyć się delektować czasem.

Dzień zaczyna się późno, bo około 10- tej. Urzędy o tej godzinie rozpoczynają pracę. I słusznie, bo po co się zrywać bladym świtem do pracy i kazać to robić swoim petentom? Trzeba się wyspać, a człowiek wyspany, wypoczęty pracuje wydajniej. 
 
Sklepy spożywcze otwierane są o 8- ej, a zamykane późnym wieczorem. W Sighnaghi nie ma nigdzie tabliczek z godzinami pracy sklepów. Dopóki ludzie kręcą się na ulicach nikt sklepu nie zamyka.

Zachodnioeuropejskie wyobrażenie weekendu też się tutaj nie sprawdzi. Po prostu w Gruzji weekend nie istnieje w świadomości mieszkańców. Oprócz urzędów państwowych, banków i poczty reszta działa tak, jak w każdy dzień powszedni.



Musieliśmy się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Nie było to trudne, ponieważ zakładaliśmy zwolnienie tempa życia i to udało nam się w stu procentach.
Sami ułożyliśmy nasz tryb pracy i odpoczynku. Co prawda jest on podyktowany sezonem turystycznym, ale nam to odpowiada.
 
Sezon zaczyna się wiosną, kiedy słońce grzeje coraz mocniej, dzień robi się dłuższy, a świat budzi się do życia. Trwa do jesieni, przeważnie do połowy października. Jest to okres intensywnej pracy dla nas, ale też i przyjemności ze spotkań z ciekawymi ludźmi, czas wieczornych rozmów, czas zabawy. Sprzyjająca temu pogoda powoduje, że nie czujemy zmęczenia, szybko regenerujemy siły.

Wraz z nadejściem jesieni kończy się sezon turystyczny. Najczęściej jest to koniec października i zaczyna się czas, który mamy wyłącznie dla siebie. Zdarzają się jeszcze pojedynczy turyści, ale bardzo rzadko. W tym okresie, kiedy dni są krótsze, kiedy częściej pojawia się deszcz czy śnieg, przyjemnie jest nic nie musieć. Jest to czas na nasze pasje, na książki, na filmy, na spacery po okolicy i na kontakt z rodziną i przyjaciółmi. 
 
Rytm naszemu życiu wyznaczają pory roku. Jak za dawnych czasów, kiedy życie rozkwitało wiosną, a zapadło w zimowy sen jesienią. Natura dyktuje tempo, a my się jej poddajemy.

 Serdecznie zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)



Zapraszamy do polubienia nas na FB. Like us  https://www.facebook.com/peterguesthouse




 
Cdn.

poniedziałek, 10 lipca 2017

Nasza Gruzja, Druga strona medalu

Pisałam o rezerwacji noclegów w Gruzji i o problemach z tego wynikających tutaj.



Dzisiaj przedstawię drugą stronę medalu, czyli problemy, które dotykają właścicieli obiektów noclegowych.

Turysta rezerwuje pokój na różne sposoby. Czasem kontaktuje się bezpośrednio z wybranym obiektem, czasami dokonuje rezerwacji za pośrednictwem np. booking.com.

Właściciel obiektu lepiej lub gorzej zarządza tymi rezerwacjami. W momencie, kiedy gość dokonuje rezerwacji na booking.com, czy podobnym portalu, pokój jest automatycznie zamykany i niedostępny dla innych chętnych w danym terminie.

Właściciel czeka na gościa, czasami gość wcześniej napisze lub zadzwoni, o jakiej porze dnia można się go spodziewać, czasami nie. Booking umożliwia komunikację z wybranym obiektem, udostępnia również nr telefonu obiektu po dokonaniu w nim rezerwacji.

Bywa jednak tak, że turysta zmieni plany w trakcie podróży. Ma do tego prawo, czasem życie zweryfikuje plany, czasami nie wystarczy czasu, lub zwyczajnie przejdzie ochota na wizytę w wybranym miejscu.

Dobrym zwyczajem jest powiadomić właściciela obiektu o rezygnacji z noclegu. Może w tym czasie ktoś inny zechce skorzystać z pokoju, który Ty, drogi turysto, zarezerwowałeś. Gospodarz wówczas nie będzie czekał do późnej nocy myśląc, że może coś złego przydarzyło się jego gościom i z tego powodu opóźnia się przyjazd.

Słyszałam tekst w stylu " można na bookingu kliknąć "no- show" i po sprawie".

Tak, można kliknąć i tak się robi. Jednak warto pomyśleć w tym momencie o tych turystach, którzy chcieliby się zatrzymać w danym miejscu na nocleg, a nie mogą, bo chociaż pokój stoi wolny, to gospodarz ma "związane ręce".

Jeżeli umawiamy się z kimś i z jakiegoś powodu nie możemy przyjść na spotkanie, to większości przypadków informujemy o tym drugą stronę. Nie oczekujemy, że kliknie ona "no- show" i przejdzie nad tym do porządku dziennego. Rezerwacja noclegu też jest taką umową i jeżeli chcemy aby nas traktowano poważnie, również my traktujmy tak innych.

Życzę zarówno turystom jak i właścicielom obiektów noclegowych dobrych, uprzejmych relacji i zrozumienia siebie nawzajem.

 Jeżeli macie w planie odwiedzenie Gruzji, to zapraszamy  do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)



Zapraszamy do polubienia nas. Like us on the Facebook  https://www.facebook.com/peterguesthouse
 

Booking rooms. Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.



wtorek, 11 kwietnia 2017

Nasza Gruzja, Komu Gruzja może nie wyjść na dobre?

Ufff!!!
Dawno nic nie pisałam. Szczerze mówiąc odpoczywaliśmy po intensywnym sezonie, a i powtarzać się nie chciałam. Ale tym razem troszkę się powtórzę.

Gruzja, kraj piękny, ludzie gościnni, cenowo nie wychodzi drogo, a pogoda latem gwarantowana.

Nic, tylko kupować bilety i lecieć. Nawet rezerwować noclegów nie trzeba, bo zawsze coś się znajdzie. Jest tu bezpiecznie i swojsko.

Wszystko przemawia za wizytą w tym pięknym, winem i czaczą płynącym kraju.

Myślę jednak, że jest pewna grupa ludzi, którzy powinni bardzo głęboko przemyśleć wycieczkę do Gruzji. Są to ludzie, którzy mają problem z alkoholem, a szczególnie ci, którzy podjęli wysiłek leczenia swego alkoholizmu.

Piszę o tym jak najbardziej poważnie. Tu jest bardzo nikła świadomość tej choroby wśród mieszkańców, a alkohol leje się wartkim strumieniem. O tradycji produkowania i picia alkoholu w Gruzji pisałam tutaj.

Alkohol, czyli słynna czacza ( destylat z winogron) i wino, jest wszędzie. Produkuje go chyba każdy mieszkaniec, a z pewnością każdy częstuje kieliszkiem nowo przybyłych gości. Na lotnisku przy odprawie paszportowej dostaje się butelkę wina na dzień dobry. Potem na każdym zakręcie, w większości sklepów spożywczych, na każdym bazarze, w mieście i na wsi, wszędzie jest alkohol. Wszystkie imprezy obowiązkowo muszą być sowicie okraszone alkoholem.

Można odmówić- powiecie. Owszem, można! Tylko spróbujcie tu tłumaczyć dlaczego nie chcecie pić. Argument "nie, bo nie" raczej słabo przechodzi.

 Choroba?- lepiej! Ale przecież gruzińskie wino, to lekarstwo na wiele chorób, może i na Twoją? Wypij! Od razu lepiej się poczujesz!

Jestem alkoholikiem. Nie wolno mi! Jakim alkoholikiem? Raz można miło spędzić czas, wypić kilka kieliszków wina! Nasze wino jest ekologiczne, od niego nikt nie choruje. A czaczę pije się codziennie rano. Kieliszek dla zdrowia! Śmiało, pij! Domowej roboty alkohol z pewnością ci nie zaszkodzi!

I tak w kółko. Można by jeszcze dużo o tym pisać, tylko po co? Powinniście być świadomi zagrożeń.
Jadąc do Gruzji trudno nie spotkać się z alkoholem, no chyba, że będziecie poruszać się z dala od miejsc tłumnie odwiedzanych przez turystów, a i tak traficie na kogoś, kto zaproponuje lufkę.

Co zatem z mieszkańcami Gruzji? Czy alkoholizm jest tu nagminny?

Gruzini w moim pojęciu piją dużo i jedni mogą całe życie nie wpaść w sidła choroby alkoholowej, a inni wpadają bardzo szybko. Tak jest na całym świecie. W Polsce też za kołnierz się nie wylewa- powiecie. Tak, nie wylewa się, ale w Polsce mamy dość dobrze rozwinięty system pomocy dla chcących się leczyć z tego okrutnego nałogu.

A w Gruzji? Na co może liczyć gruziński alkoholik?

W Tbilisi jest klinika leczenia uzależnień. Może jest też w Batumi, czy Kutaisi, nie wiem. Co można tam zrobić, jak pomóc komuś, kto przyjdzie i powie- Ratujcie, nie mogę sobie poradzić sam/a!

Jedyną formą pomocy na obecną chwilę jest wszywka. Kosztuje 225 GEL i działa 1 rok. Lekarz informuje o możliwych konsekwencjach zapicia wszywki i to wszystko. Jesteś wolny!

Biedniejsi mieszkańcy oddalonych od Tbilisi miejscowości ratują się co jakiś czas kroplówkami z witaminą B, które wykonuje znajoma pielęgniarka. Kroplówka z usługą kosztuje 20 GEL. To duża kwota dla tutejszych mieszkańców, ale zdarza im się korzystać z tej możliwości, aby podreperować organizm i dalej pić.

Świadomość problemu istnieje, ale jest bardzo nikła, a wszechobecna bieda nie sprzyja walce z alkoholizmem. Nie ma tu grup wsparcia, terapii, uświadamiania na temat skutków picia. Są przepisy, że niepełnoletniemu nie można sprzedać alkoholu, tylko kto tego przestrzega? Niejednokrotnie widziałam kupujące alkohol czy papierosy dzieci. Bo rodzicom nie chciało się czterech liter ruszyć z domu!

Wszyscy, którzy świadomi są swego problemu z alkoholem i własnej bezsilności wobec niego, niech dobrze przemyślą wyjazd do Gruzji, bo tu wszystkie zmysły jednocześnie są drażnione różnego rodzaju trunkami.

Jeżeli macie w planie odwiedzenie Gruzji, to zapraszamy  do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)



Zapraszamy do polubienia nas. Like us on the Facebook  https://www.facebook.com/peterguesthouse


Booking rooms. Rezerwować pokoje można też tutaj 


Cdn.