Około południa marszrutka ruszyła w trasę. Kierowca jechał z prędkością światła, a my mieliśmy wrażenie, że samochód lada chwila się rozpadnie. Wydawał przy tym dziwne dźwięki, a na zakrętach przeraźliwie piszczał. Po 90 minutach wysiedliśmy na dworcu w Poti i poszliśmy do naszych przyjaciół- Laszy Arciaja i jego żony, którzy mieszkają w pobliżu portu przy ul. Gegidze 20. Lasza jest zięciem Neli i czekał na nas od wczoraj. Jego żona z synami byli na wczasach w Ureki.
O Poti pisałam tu .
Po krótkim odpoczynku poszliśmy do pobliskiej restauracji na obiad. Za duże chaczapuri, pięć chinkali z mięsem, pięć z serem, kebab i herbatę zapłaciliśmy 22,5 lari.
Obiad w restauracji w Poti |
Po obiedzie pojechaliśmy z Laszą do Neli, która zamieszkała z niepełnosprawnym synem w mieszkaniu po swojej mamie. Mama Neli odeszła w kwietniu. Wieczór upłynął na rozmowie, Neli pokazała nam zdjęcia swojej rodziny opowiadając przy tym ciekawe historie. Zaprosiła nas na obiad na drugi dzień. Spacerkiem wróciliśmy do Laszy.
Następnego dnia poszliśmy do Neli na obiad. Po drodze zwiedziliśmy park w środku miasta. Poti jest miastem, w którym park znajduję się w centrum, a wszystkie ulice prowadzą do ronda dookoła parku.
Cerkiew obok parku |
Po lewej wejście do parku |
W parku |
Widok na cerkiew z parku |
Odbiła mi palma? |
Neli przygotowała pieczonego kurczaka w sosie z mielonych orzechów włoskich z majonezem oraz mamałygę- gęstą kaszę kukurydzianą.
Neli nakłada mamałygę |
Przy obiedzie dużo opowiadała o swoim życiu, barwnie przedstawiała historie członków swojej rodziny i znajomych.
Powiedziała nam, że niedaleko Poti jest piękny park narodowy, który powinniśmy odwiedzić. Za 4 lari pojechaliśmy tam taksówką. W administracji parku miła pani powiedziała, że za 100 lari możemy wybrać się na dwugodzinną wycieczkę łódką po parku. Uznaliśmy, że to za drogo i poszliśmy na spacer po tym urokliwym miejscu. Park jest położony nad morzem i zachwyca różnorodną roślinnością. Poza tym w ponad 30- stopniowym upale miło było relaksować się w cieniu drzew.
Relaks w parku narodowym |
Alejka w parku |
Do Poti wróciliśmy marszrutką za 0,5 lari. Piotrek poszedł na bazar po arbuza, a ja poszłam do Neli.
Zakupiony arbuz trafił najpierw w ręce A. Dumas |
Potem wszyscy delektowaliśmy się cudownie słodkim arbuzem. Późnym popołudniem pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu Laszy. Na kolację poszliśmy do Cafe Nika przy ul. Gegidze 9A. Zamówiliśmy chaczapuri adżarskie, zupę charcza i dwa piwa.Jedzenie było wyśmienite, dobrze przyprawione, a chaczapuri miało dużo sera. Kelnerka Inga powiedziała nam, że domowe jedzenie gotuje u nich jedna z mieszkanek Poti. Za naszą kolację zapłaciliśmy 15 lari.
Pyszne, domowe jedzenie |
W Cafe Nika |
Wystrój Cafe Nika |
Neli i jej zięć Lasza przyjęli nas jak bliską rodzinę i tak też się czuliśmy.
Wieczorem spakowaliśmy się, ponieważ następnego dnia chcieliśmy jechać do Batumi.
Cdn.