Wstaliśmy wcześnie rano, bo autobus do Poti odjeżdżał o siódmej. Po szybkim śniadaniu pożegnaliśmy się z Lalą i poszliśmy na dworzec autobusowy. Poranne powietrze w górach szybko pozwoliło się obudzić. Na dworcu musieliśmy zaczekać kilkanaście minut i w końcu ruszyliśmy w drogę. Gdy wjechaliśmy na drogę do Kutaisi nasz kierowca zaczął się ścigać z inną marszrutką i podbierać konkurencji klientów. Po jakimś czasie obydwaj stanęli na jednym z przystanków i dość ostro wymienili się poglądami. Wprawdzie nic z tego nie rozumieliśmy ale podniesione głosy i intensywna gestykulacja świadczyły o kłótni. Po tym wydarzeniu skończyła się dynamiczna jazda i mogliśmy ze spokojem podziwiać krajobrazy.
O godzinie jedenastej dotarliśmy do Poti. Miasteczko leży nad Morzem Czarnym przy ujściu rzeki Rioni i jest najważniejszym portem morskim Gruzji.
Piotr w porcie w Poti |
Wysiedliśmy przy bazarze i zaczęliśmy szukać pokoju do wynajęcia. W przewodniku mieliśmy tylko jeden adres więc postanowiliśmy go znaleźć. Trochę czasu nam to zajęło ale przy pomocy kilku napotkanych mieszkańców miasta w końcu dotarliśmy na miejsce. Okazało się, że właścicielką domu jest Neli, sympatyczna, starsza pani tryskająca energią. Pokazała nam pokój i zdecydowaliśmy się u niej zostać. Pokój był czysty, z łazienką i telewizorem. Zapłaciliśmy 20 lari za osobę i postanowiliśmy zatrzymać się tutaj na dwa dni. Neli pozwoliła korzystać z kuchni i poczęstowała nas domową konfiturą i owocami. Po krótkim odpoczynku poszliśmy zobaczyć miasto i morze. Nad morze mieliśmy bardzo blisko, a za płotem przy domu Neli był port.
Podczas spaceru nad morzem nie mogliśmy się oprzeć kąpieli w nim.
Piotr w Morzu Czarnym |
Plaża w Poti jest tam kamienista ale są też miejsca z piaskiem. Woda w morzu była ciepła i po dwóch tygodniach spędzonych w górach była to miła odmiana.
Plaża w Poti |
Podczas spaceru spotkaliśmy wędkarzy, z którymi chwilę porozmawialiśmy. Od nich dowiedzieliśmy się, że najsmaczniejszą rybą z Morza Czarnego jest kefal czarnooki. Postanowiliśmy, że jutro kupimy ją na bazarze w Poti i usmażymy u Neli. Potem poszliśmy do restauracji w pobliżu domu Neli na obiad. Zamówiliśmy chaczapuri za 8 lari, kebab za 6 lari sztuka i kotleciki kukurydziane. Byliśmy zdziwieni wielkością kebaba, bo taką porcją najadłyby się dwie osoby. Mięsa w nim też była słuszna ilość. Za wszystko zapłaciliśmy około 15 lari, a to, czego nie daliśmy rady zjeść, zostało zapakowane i zabraliśmy do domu.
W restauracji |
Po powrocie usiedliśmy z Neli i jej rodziną przed domem i rozmawialiśmy o naszych rodzinach, o życiu w naszych krajach i o naszej podróży.
Od lwej- ja, Luka, Neli i Dato |
Neli mieszka z niepełnosprawnym synem, córką, zięciem i dwoma wnukami. Opowiedziała nam swoją historię, którą opiszę w następnym poście. Jeden z jej wnuków, kilkuletni Luka, tańczy w gruzińskim zespole ludowym i uczy się w szkole teatralnej. Pokazał nam swoje medale i dyplomy. Potem ubrał się w gruziński strój ludowy i zatańczył.
Luka tańczy |
Była z nami też mama Neli, która również mieszka w Poti i codziennie do Neli przyjeżdża, aby pomagać w opiece nad niepełnosprawnym synem. Wieczór upłynął w rodzinnej atmosferze.
Film Luka tańczy
Zdjęcia z Poti
Serdecznie zapraszamy do pięknej Kachetii, do naszego Peter's Guest House w Sighnaghi, do kontaktu z nami:
celina.wasilewska63@gmail.com
nr tel. +995 599 22 19 63 - polski, rosyjski, angielski (Polish,
Russian, English)
Rezerwować pokoje można też tutaj
Cdn.
Ciekawie jest poczytać o Waszej podróży. Widać, że Gruzini są naprawdę bardzo gościnni. Ten chłopiec w stroju ludowym - uroczy:)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Gruzini są bardzo gościnni i bardzo lubią Polaków. Nie spotkała nas tam żadna nieprzyjemna sytuacja, wręcz przeciwnie, gdy mieliśmy jakiś problem, to Gruzini śpieszyli z pomocą :)
Usuń