wtorek, 15 listopada 2016

Nasza Gruzja, Na początku drogi do Gruzji, część V

Dawno nic nie pisałam. Cóż, obowiązki na pierwszym miejscu! Sezon się zakończył i mogę opowiadać dalej o naszej małej Toskanii w Gruzji.

Wieczorna cisza ma w sobie jakąś magię. Siedzimy na naszym tarasie i patrzymy na gwiazdy. Mamy swój dom w Sighnaghi, odwiedza nas dużo turystów i wszyscy zadają jedno pytanie:

- Dlaczego Gruzja i dlaczego Sighnaghi?

Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Pisałam o tym tutaj.

 Zwiedziliśmy całą Gruzję jako turyści z plecakami. Nie mieliśmy nigdy zarezerwowanych noclegów. Zawsze był to spontan. I nigdy nie spaliśmy pod chmurką. Teraz troszkę się zmienia sytuacja, aczkolwiek wciąż przyjeżdżają do nas ludzie bez uprzedzenia. Najczęściej nocują u nas, jednak wielu z nich z powodu braku miejsc skierowaliśmy do sąsiadów.

Jesienne Sighnaghi


Innym pytaniem, które często słyszymy od naszych gości jest:

- Co było powodem, że postanowiliście zmienić swoje życie?

Wiedzieliśmy, że chcemy coś w swoim życiu zmienić. Nie wiedzieliśmy tylko, na jak duże zmiany nas stać, na co pozwoli nam nasza odwaga i, nie ukrywam, zawartość portfela.
Chcieliśmy zwolnić tempo. Coraz bardziej czuliśmy się trybikami w wielkiej maszynie napędzanymi czyimś "widzimi się". Potrzebowaliśmy złapać oddech, odciążyć życie z dzwonka budzika, przyklejonego uśmiechu i mijania się w progu.

Każdego roku wyjeżdżaliśmy na miesięczną podróż z plecakiem, bez rezerwacji. Mieliśmy tylko bilety na samolot. Odwiedziliśmy między innymi Turcję, Maroko, Armenię i Gruzję. Po Europie jeździliśmy samochodem.

W którymś momencie zaczęliśmy się przyglądać zwiedzanym krajom pod kątem zamieszkania w nich. Zastanawialiśmy się, co moglibyśmy robić, jak zarabiać na życie, gdzie mieszkać.

Kiedy zwiedzaliśmy Gruzję w 2013 roku zachwycaliśmy się jej swojskością. Poza tym język rosyjski, którym posługujemy się z łatwością umożliwiał nam swobodne rozmowy z mieszkańcami. Jeszcze wtedy jednak przyglądaliśmy się krajowi, smakowaliśmy, nawiązywaliśmy przyjaźnie.

Uliczka w Sighnaghi


Na 2014 rok zaplanowaliśmy podróż do Armenii, a ponieważ jest blisko Gruzji więc bilety na samolot zarezerwowaliśmy do Gruzji. Chcieliśmy też odwiedzić tu naszych przyjaciół.

Kiedy po podróży po Armenii wracaliśmy marszrutką z Erywania do Tbilisi czuliśmy się, jak byśmy wracali do domu. Po przekroczeniu granicy powiedziałam głośno do Piotra:

- Nareszcie w domu!

Wszystko wydawało się takie znajome, nasze, jak byśmy znali ten kraj od lat. I to był ten moment, kiedy przyszło nam do głowy zacząć pytać o możliwość kupienia domu, prowadzenia firmy, życia tu na stałe.

To był koniec września 2014 roku. W styczniu 2015 roku przylecieliśmy tu kupić dom, a w marcu przyjechaliśmy zamieszkać w Sighnaghi.

Brama w murach obronnych Sighnaghi


Czy nie żałujemy swojej decyzji?

Z całą stanowczością mogę odpowiedzieć: Nie!
Zwolniliśmy tempo życia, robimy to, co lubimy, jesteśmy razem, pracujemy dla siebie, mamy z roku na rok coraz więcej przyjaciół z różnych stron świata.  Życie nasze stało się tutaj prostsze ale też jednocześnie szczęśliwsze. Nie denerwują nas sytuacje, które w Polsce były bardzo stresujące. Np. dość częste braki prądu na początku wywoływały potok krytycznych słów dla kraju, a teraz są okazją do wypicia gorącej herbatki lipowej z miodem przy świetle świec. Kiedy w domu piliście herbatę przy świecach?

Serdecznie zapraszamy do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:

 celina.wasilewska63@gmail.com 

nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)


Zapraszamy do polubienia nas na: https://www.facebook.com/peterguesthouse

Rezerwować można też tutaj 

Cdn.