Wczoraj u nas było 20 stopni, słońce grzało całkiem przyzwoicie i jak czytałam, jaka w Polsce zima nastała, to cieszyłam się tą naszą piękną pogodą. Gdzieś tam jednak w zakamarkach świadomości troszkę tęskno za śniegiem, ale nie aż tak bardzo, żeby włosy rwać z głowy z tego powodu. Piotrek nawet powiedział, że mogę sobie w góry pojechać i będę miała zimę, jak się patrzy. No, nie wiem tylko, czy chcę.
A jak już tak o zimie wspomniałam, to my się na nią szykujemy, a jakże. Bo przezorny zawsze ubezpieczony. Tfuuu… zabezpieczony chciałam napisać. Bo wiesz, Piotrek co jakiś czas, szczególnie jesienią i zimą, mówi mi, aby mu kupić kawałek solonej słoniny. No, wybitnie wschodnie podniebienie u niego. To mu kupuję. Niech sobie chłopak poje. Przecież nie będę mu żałować słoniny. Ale ostatnio zobaczyłam taką piękną świeżą słoninę na straganie, że nie oparłam się i kupiłam dwa kilogramy. Przecież mogę ją pięknie posolić i będzie miał chłop zapas swego ulubionego białego mięska na całą zimę. Bo soloną słoninę kroi się na cieniutkie plasterki. Nie tak, jak szynkę czy inne polędwice. To jest rarytas dla delikatnych podniebień. Trzeba cieniutko, na chlebek, a na górę plaster surowej cebulki. I język ucieka nie powiem gdzie.
No, to przytargałam do domu tę słoninę i mówię Piotrkowi, że solimy. Jemu się oczy zaświeciły, jak ten Jowisz, co teraz jest w koniunkcji z księżycem w pełni. Od razu zaczął mnie pytaniami zasypywać, a to jaki słoik przynieść z piwnicy, trzylitrowy czy pięciolitrowy, a czy tylko sama sól jest potrzebna, czy może jeszcze coś tam się dodaje, a czy ja w ogóle kiedykolwiek słoninę soliłam. A już tam soliłam. No pewnie, że nie. To będzie mój debiut. A co tu może się nie udać? Udają się potrawy z kilkunastu składników z gotowanie i pieczeniem włącznie, a tu dwa składniki, upchnąć do słoja, postawić w chłodnym miejscu i zapomnieć na miesiąc. No to co się tu może nie udać?
Oczywiście w domu soli było za mało, to poszłam do sklepu. Kupuję tu sól kamienną bez dodatku antyzbrylacza. Bo bez jodu nie ma szans, ale to akurat jestem w stanie przetrawić. Do morza daleko, śledzie tylko zimą można kupić, to tego jodu może faktycznie trzeba trochę uzupełnić. Zawsze sprawdzam na opakowaniu skład soli, bo pudełka podobne i łatwo się pomylić. Turecka sól jest z dodatkiem agenta od bryłek. Takiej nie chcę. Biorę tę bez agentów specjalnych.
Słoninę pokroiłam na pasy szerokości mniej więcej na dwa palce. To tak, jak u tego Kargula, co to miedzę zaorał na dwa palce. My ze wschodu chyba już tak mamy. Palce zawsze pod ręką, a miarka niekoniecznie. Sól wysypałam na duży płaski talerz i każdy kawałek słoniny dokładnie obtoczyłam w soli i ułożyłam jeden przy drugim w słoiku. Wyobraź sobie, że dwa kilogramy słoniny zmieściłam w trzylitrowym słoju. Trochę soli jeszcze dosypałam do słoika, zakręciłam i do piwnicy. Jak będę pamiętać, to ze dwa razy w tygodniu potrząsnę słoikiem, żeby się sól równo na słonince rozkładała. I tyle. A do takiej dobroci kieliszek czaczy całkiem nieźle by pasował. I gładko pewnie by wchodził. Jak do nas przyjedziesz, to spróbujesz wykwintnego białego mięska z najwyższej klasy trunkiem. Bo mam w planie co jakiś czas solić słoninę nie tylko dla Piotrka, ale też dla naszych gości. Jak myślisz, dużo będzie chętnych na taki rarytas?
Zapraszamy do kontaktu. Będzie nam bardzo miło porozmawiać z Wami.
celina.wasilewska63@gmail.com
nr tel. +995 599 22 19 63 - polski, rosyjski, angielski (Polish,
Russian, English) można na Whatsapp
Zapraszamy do polubienia nas na Facebooku https://www.facebook.com/peterguesthouse