Mieszkamy w Gruzji
już czwarty rok. Nasz dom odwiedziło w tym czasie mnóstwo gości z
całego świata. To zrozumiałe, że wielu twarzy nie pamiętamy,
jednak byli tacy, którzy zapadli w naszej pamięci bardzo głęboko.
O nich chcę napisać. O ludziach, których często wspominamy, z
pewnością częściej niż pozostałych.
Trzy lata temu czekałam na marszrutkę z Tbilisi, którą mieli przyjechać goście z Polski. W międzyczasie przyjechała marszrutka z Tsnori i wysiadła z niej para turystów.
W ciągu sekundy
zostali oni otoczeni przez kilku właścicieli hosteli. Żaden z nich
jednak nie mówił po angielsku, a turyści próbowali o coś
zapytać.
Podeszłam do nich i zapytałam po angielsku:
- W czym mogę
pomóc?
Kobieta wyraźnie
odetchnęła, uśmiechnęła się i zapytała o możliwości noclegu.
Zaproponowałam jej pokój u nas.
- Idziemy obejrzeć
i zdecydujemy- odpowiedziała.- Z tobą chociaż można się
porozumieć. Oni coś mówili, a jedna z kobiet łapała mnie za
rękę. Jak dobrze, że do nas podeszłaś- uśmiechnęła się.
Tekila i Bob byli z Holandii. Przyjechali do Sighnaghi, ponieważ Bob jest smakoszem trunków wszelakich i Kachetia wydała im się dobrym miejscem na spędzenie kilku dni i degustację tutejszych win. Obydwoje byli już po sześćdziesiątce, ale widać było, że dusze mieli bardzo młode.
Zatrzymali się u nas, zaplanowali dwie noce w Sighnaghi, potem chcieli jechać dalej.
Tekila sprawiała
wrażenie bardzo ciepłej osoby, spokojnym, aksamitnym głosem
opowiedziała o tym, jak żyją w Holandii, co robią, o swojej
rodzinie, dzieciach, wnukach.
Bob lubił słuchać, sącząc wino lub brandy i od czasu do czasu coś opowiedział.
Bob lubił słuchać, sącząc wino lub brandy i od czasu do czasu coś opowiedział.
Okazało się, że gościmy autentyczne „dzieci kwiaty”, których dusze wciąż wracają z sentymentem do tamtych czasów, kiedy słuchali Janis Joplin czy Jimmiego Hendrixa, mieli kolorowe stroje, palili marihuanę i określali siebie jako „power flower”. Tekila zmieniła sobie wówczas nawet imię na obecne, bo miała jakieś takie, według niej, zbyt pospolite. Tekila to było imię, które wydawało jej się wtedy najbardziej stosowne do przekonań i stylu życia.
Dzisiaj są z Bobem
dziadkami, kochają swoje wnuki, Tekila miała ze sobą szydełko i
włóczkę i robiła najmłodszemu sweterek.
Mieszkają wciąż w niewielkiej komunie. Mają duży dom, w którym mieszka 16 osób. Każda rodzina ma swoją część prywatną, jednak kuchnię mają wspólną, jak i dwie łazienki.
- Tekila, czy w
związku z tym nie macie kolejek do łazienki rano, kiedy szykujecie
się do pracy? A kto sprząta, gotuje, kto dba o dom?- miałam
mnóstwo pytań. Dla mnie było to zupełnie nowe doświadczenie.
- Mamy grafik na
gotowanie, sprzątanie, zakupy. Remonty planujemy wspólnie i tak je
wykonujemy. Kolejki do łazienki nie ma, ponieważ zaczynamy pracę o
różnych godzinach, niektórzy pracują zdalnie, jak Bob-
odpowiedziała.
- A ja najbardziej
cieszę się z tego- powiedział Bob- że wypada mi gotować raz na
dwa tygodnie.
Ustalili, że każdego dnia gotuje ktoś inny dla wszystkich, wspólne pomieszczenia sprzątają też według grafiku. Jeżeli komuś powiększa się rodzina lub potrzebuje dodatkowego pokoju, to wspólnie przystosowują takie pomieszczenie, ponieważ nie wykorzystują całego domu.
A wszystko zaczęło
się na studiach. Bob przygotowywał obiad, ale miał jeszcze kilka
prac do wykonania, trzeba było odkurzyć, wynieść śmieci,
sprzątnąć łazienkę. Wpadł na pomysł, że ugotuje więcej, a
kto będzie chciał zjeść z nim obiad, będzie musiał wykonać w
zamian jedną z tych prac.
Pomysł wypalił i
ten system zaczął całkiem nieźle funkcjonować wśród Boba
przyjaciół. Potem przenieśli ten sposób na dorosłe życie i tak
trwa to do dziś.
Samochody też zostawili tylko dwa dla wszystkich, bo tak jest ekonomicznie. Wyliczyli koszty amortyzacji i każdy, kto potrzebuje samochód, płaci do wspólnej kasy zależną od przejechanych kilometrów kwotę. Samochód zostawia zatankowany do pełna tak, aby następna osoba zatankowała tylko tyle ile zużyła.
Taki styl życia prowadzą od czasów, gdy byli studentami, czyli ponad 40 lat i nie wyobrażają sobie, aby mogło być inaczej. Są szczęśliwi, dużo podróżują, lubią spotykać ludzi, poznawać świat, rozmawiać.
Zostali u nas 5 dni, mimo iż planowali tylko 2. Mówili, że czują się u nas, jak u siebie. Bardzo lubili siedzieć w naszej kuchni, w której żywym rytmem tętniło życie turystyczne.
Każdego dnia witali
się z nami uśmiechnięci i radośni. Wyraźnie cieszyli się z
życia, umieli je smakować wspólnie. I wciąż byli w sobie
zakochani.
To była piękna para, którą wspominamy często i opowiadamy o nich z sentymentem. Może kiedyś do nas wrócą?
Serdecznie
zapraszamy do Gruzji, do pięknej Kachetii, do klimatycznego Sighnaghi, do naszego Peter's Guest House, do kontaktu z nami:
celina.wasilewska63@gmail.com
nr tel. +995 599 22 19 63 - polski, rosyjski, angielski (Polish,
Russian, English)
Zapraszamy do polubienia nas na FB. Like us https://www.facebook.com/peterguesthouse
I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/
celina.wasilewska63@gmail.com
nr tel. +995 599 22 19 63 - polski, rosyjski, angielski (Polish,
Russian, English)
Zapraszamy do polubienia nas na FB. Like us https://www.facebook.com/peterguesthouse
I na naszą stronę http://www.petersguesthouse.pl/
oraz na forum
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz