środa, 10 czerwca 2020

Przygoda detektywistyczna w Sighnaghi

- Pojedziesz jutro do Tsnori po farbę, bo zabraknie?- zapytał Piotr.
- Dlaczego jutro? Pojadę zaraz i będzie na jutro gotowe- odpowiedziałam.
Piotr malował poręcze na balkonie. Nie ma gości, jest upał i wykorzystujemy czas na drobne remonty.
Wzięłam pieniądze, dokumenty i starą puszkę po farbie, aby kupić taką samą i wyszłam do samochodu.
- Celina, gdzie jedziesz?- zapytała sąsiadka z naprzeciwka.
- Do Tsnori po farbę, potrzebujesz czegoś?- odpowiedziałam.
- Nie, ale podejdź, coś ci powiem- ruchem ręki przywołała mnie do siebie. Mój mąż podszedł razem ze mną, bo był ciekawy, co sąsiadka chce powiedzieć.
- Jakąś godzinę temu siedziałam w ogrodzie, kiedy podszedł do mnie nieznajomy mężczyzna- i tu opisała jego wygląd. Miał być niewielkiego wzrostu, w dojrzałym wieku, w białym kapeluszu i z białą laską.- Poprosił mnie o pieniądze, powiedziałam, że nie mam. Poprosił choć o drobne, bo on nie ma na chleb. Poszłam więc do pokoju, aby wziąć kilka lari dla niego, po drodze przeszłam przez kuchnię, w której zostawiłam telefon. Po chwili wyszłam z kasą dla niego, zdziwiłam się, że ten mężczyzna stoi blisko wejścia do domu, ale dałam mu dwa lari, podziękował i poszedł. Po chwili wróciłam do kuchni po telefon i nie było go na stole. Zadzwoniłam na swój numer z telefonu męża, sygnał był, ale nie słyszeliśmy nigdzie dzwonka. Pomyślałam, że pewnie ten mężczyzna go ukradł. Poprosiłam znajomego, aby pojechać po Sighnaghi i poszukać tego mężczyzny, ale nigdzie go nie zauważyłam. Zgłosiłam więc kradzież na policję. Mówię o tym wszystkim sąsiadom, gdyby zobaczyli takiego mężczyznę, to trzeba dzwonić na policję. Zwróć uwagę po drodze, może akurat go zauważysz.
Historia nas poruszyła, bo Sighnaghi było dotychczas bardzo spokojnym i bezpiecznym miastem. Sami często zostawialiśmy otwarty dom, kiedy szliśmy do sklepu czy do sąsiadów.
- Dobrze, będę patrzeć i jeżeli coś podejrzanego zobaczę, to będę dzwonić- odpowiedziałam.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do Tsnori po farbę. Było już późne popołudnie i chciałam zdążyć przed zamknięciem sklepu.
Droga do Tsnori malowniczo wije się w dół wśród zieleni, minęłam niewiele aut po drodze i w końcu wjechałam do wsi przed Tsnori, która nazywa się Sakobo.
Z daleka zauważyłam mężczyznę w kapeluszu z białą laską, ale po obu stronach drogi były domy, więc pomyślałam, że to tutejszy. Zresztą kapelusz nie był biały, tylko biało- szary, w wojskowy wzorek, więc detal nie zgadzał się z opisem sąsiadki. Gdy zbliżyłam się do niego, on stanął i machnął ręką, wyraźnie chciał mnie zatrzymać.
- "Aha"- pomyślałam- "nie miejscowy, bo chce jechać dalej, nie ma żadnego bagażu, usiłuje zatrzymać okazję, pewnie w ten sam sposób dojechał do tego miejsca z Sighnaghi."
Miał sumiaste siwe wąsy, a spod kapelusza wystawały mu kosmyki siwych włosów.
Odjechałam trochę dalej i zadzwoniłam do Piotra, aby szybko zapytał sąsiadkę, czy ten mężczyzna miał siwe, sumiaste wąsy. Piotr w sekundę był u niej i okazało się, że ona nie pamięta.
No nic, trzy szczegóły się zgadzały: laska, wiek i wzrost, więc niech policja sprawdzi. Powiedziałam sąsiadce, aby zadzwoniła na policję, podałam miejsce, w którym go widziałam i policjanci niech sprawdzą.
Pojechałam do sklepu, kupiłam farbę i powoli wracałam do domu. Przy drodze nie było już mężczyzny z białą laską.
W domu jeszcze ze trzy razy wszystko dokładnie analizowaliśmy z Piotrem i sąsiadką, kiedy po godzinie ona krzyknęła do nas przez ulicę, że dzwonili do niej z policji, złapali złodzieja i miał on przy sobie jej telefon.
Poszła na policję, a my czekaliśmy niecierpliwie na jej powrót.
Po dwóch godzinach wróciła i powiedziała:
- To ten, którego widziałaś. Ty go namierzyłaś, zareagowałaś szybko i złapali gościa. Kilka dni temu wyszedł z więzienia, ukradł już komputer sąsiadowi i pieniądze w sklepie w Tsnori. Wróci do odsiadki jako recydywa. Dziękuję Ci za pomoc. Odzyskałam telefon, który trzy miesiące temu kupiła mi córka na raty. Jeszcze będzie go spłacać do listopada. Tam miałam wszystkie ważne kontakty. Dziękuję.
I tak nasze miasteczko dalej zostaje spokojnym i bezpiecznym miejscem. Dzięki temu, że sąsiedzi rozmawiają ze sobą, dzielą się nie tylko radościami, ale i smutkami, żaden zły duch nie ma szans na egzystencję w naszej okolicy.
Kolejny raz okazuje się, że najlepszym wyjściem z wielu trudnych sytuacji jest dobra relacja z najbliższymi sąsiadami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz