Każdy przedmiot, każda rzecz została wykonana w jakimś celu.
Łyżka do jedzenia, nóż do krojenia, ubranie do ochrony ciała
przed warunkami atmosferycznymi. Z czasem powstała w nas potrzeba
gromadzenia przedmiotów, ubrań, zmiany na inne, modniejsze, lepsze,
bardziej stylowe. I nie ma chyba takich, którzy w tę pułapkę nie
wpadli. Wpadłam swego czasu i ja. Wymieniałam, kupowałam, a jak.
Szczególnie ubrania i buty. Bo piękne, bo modne, lepsze, bo
chciałam być na czasie. Jak rasowa baba. Kocham ciuszki i tyle. Do
dzisiaj. I pewnie już tak zostanie.
Kiedy
przeprowadzaliśmy się do Gruzji nie miałam dużego wyboru w
kwestii co zabrać ze sobą. Przyczyna była prosta. Jechaliśmy małą
Toyotą Aygo i Piotrek załadował w pierwszej kolejności swoje
narzędzia. Wiertarki, wkrętarki i inne takie były wtedy
najważniejsze. Dopiero potem mogłam doładować swoje i jego
ubrania. Możesz sobie wyobrazić ile tego weszło. Jak dla mnie
kropla w morzu potrzeb, ale w starciu ze wszystkimi śrubkami i
młotkami nie miałam szans.
Trzeba było też
zdecydować co wziąć, a co zostawić. I tu dopiero były dylematy.
Jak masz pięćdziesiąt par butów, a możesz wziąć dziesięć, to
jakiś kosmos. A ubrania? Letnie, zimowe, spódniczki, spodnie,
sweterki. Aha, a przecież jeszcze braliśmy łyżki, widelce, noże,
bo nagromadziliśmy tego trochę, więc szkoda było nie zabrać. Po
co kupować w Gruzji, jeżeli mieliśmy duży zapas w Polsce.
I tak, przerzucając
stosy butów i ubrań, musiałam podjąć decyzję co zabieramy. I
nie była to łatwa decyzja. No bo jak nie wziąć ulubionych bucików
na obcasie? I wzięłam. I ani razu nie założyłam. Bo jak tu w
naszym wybrukowanym miasteczku chodzić na obcasie? Na szczęście
wzięłam tylko jedne takie buty. Reszta nadawała się do chodzenia
po naszej metropolii. A te z obcasem wróciły do Polski. Teraz
zastanawiam się po co? Tam leżą nieużywane. Mogłam tu komuś
oddać. Ale ta natura chomiczka była silniejsza.
Po kilku miesiącach
mieszkania w Gruzji szybko okazało się, czy dokonałam dobrego
wyboru. Klimat tu jest dość mocno inny niż w naszym Olsztynie.
Latem jest bardzo upalnie i sucho, jesienią ciepło ale i wilgotno,
zimą chłodno i często bardzo wilgotno, wiosną ciepło i różnie,
raz sucho, raz wilgotno. Miałam sporo letnich koszulek sportowych.
Nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego jest mi w nich gorąco latem.
No przecież firmowe koszulki oddychające, trochę kosztowały, a
jakoś nie bardzo się sprawdzają. Szczególnie kiedy temperatura
przekraczała trzydzieści stopni, ja czułam się, jak w piekarniku.
I wiesz co? Żeby kobieta w słusznym wieku nie pomyślała, że
oddycha to organizm żywy, a nie koszulka z poliestru. Bo jak ma
oddychać? Równie dobrze można się owinąć folią. No masz, ale
odkrycie. Na miarę światowej nagrody.
I zaczęłam
sprawdzać wszystkie moje szmatki. Okazało się, że koszulki
sportowe mam wszystkie poliestrowe. Swetry, które zimą wcale nie
grzały, są w większości z akrylu. A ja całą zimę nie mogłam
zrozumieć dlaczego marznę w grubych swetrach. Jeszcze w suche
słoneczne dni było jako tako, ale jak przyszła mgła czy śnieg,
to ziąb mnie przenikał do szpiku kości. I tak oto gruzińskie
warunki pogodowe pokonały moją szafę. I co z tego, że ładne te
szmatki, kiedy nijak się nie sprawdzają. No i stanęłam przed
odwiecznym dylematem kobiety: nie mam co na siebie włożyć!
Pojechałam do
sklepu popatrzeć, co tam można sensownego kupić. Powtórki z
rozrywki nie będzie, chciałam sprawdzić asortyment składający
się wyłącznie z naturalnych włókien. I co? Równie dobrze mogłam
nie tracić czasu i zachować moje dotychczasowe ubrania. W
najbliższych sklepach był jeden wielki poliester z akrylem za cenę
jedwabno- kaszmirowych ubrań. Czasem jakaś delikatna domieszka
bawełny czy wełny, ale tyle, że w zasadzie niczego to nie
zmieniało. No to fajnie. Kieszeń wyczyści, a sytuacji nie zmieni.
Ubiorę się jak kosmonauta w same kosmicznie sztuczne materiały i
albo usmażę się latem, albo zamarznę zimą. Przecież nie mogę
chodzić w tych dwóch czy trzech bawełnianych koszulkach, które mi
zostały, bo powiedzą, że te Polaki to straszne sknery i na ubrania
sobie żałują. No wstyd jak stąd do Nowego Jorku.
Myślałam,
myślałam, już nawet chciałam jechać do Tbilisi, bo w stolicy z
pewnością są jakieś bardziej ekskluzywne sklepy z jakościowymi
ciuchami. Ale jeżeli w prowincjonalnych sklepach plastikowe szmaty
mają ceny przyprawiające o konsternację, to co dopiero w stolicy
będzie. Fakt faktem, że jakoś wyglądać trzeba żeby naszych
gości nie odstraszać, ale nie za wszelką cenę! No chociaż za pół
tej ceny!
I jak już tak
niemal umierałam z rozpaczy, że nie mam co na siebie włożyć, to
przypomniałam sobie o tym, że w Polsce bardzo lubiłam secondhandy.
Tam zawsze można było znaleźć coś ciekawego. To był jakiś
pomysł.
Ruszyłam zatem na
rekonesans po okolicy. Powiem Ci, że łatwo nie było. Jedziesz
sobie do małej miejscowości, wychodzisz z samochodu i rozglądasz
się. Szukasz napisu, szyldu. Czegokolwiek świadczącego o tym, że
tam właśnie jest szmateks. I lipa! Pytasz ludzi, a oni patrzą na
Ciebie, jak na idiotę. Albo mnie nie rozumieją, albo im te dwa
światy się nie komponują. Znaczy się obcokrajowiec i lumpeks. Bo
czego może bogaty obcokrajowiec z zachodu szukać w lumpeksie? Oni
nie rozumieli mnie, ja ich i tak by to trwało do dziś, gdyby nie
moja desperacja. Poszłam na spacer główną ulicą i patrzyłam we
wszystkie okna.
I bingo! Jest sklep
ze szmatami z odzysku!
Wchodzę!
A tam siedzą dwie
znudzone kobietki, w sklepie żadnego klienta, popatrzyły na mnie
dziwnie, ale nic to. Nie odpuszczam. Powoli się rozglądam. Sklepik
mały, w dwie sekundy ogarnęłam sytuację i pytam jakie są ceny.
Panie szczęśliwe, że klientka jest i to zagraniczna więc szybko
mówi mi, że spodnie po pięć, bluzki po trzy, swetry po pięć i
tak wymienia, a mnie już się oczy zaczynają świecić. No, no,
takie ceny to robią wrażenie. Szukamy!
I ruszyłam, jak
Napoleon do boju. Każdą sztukę pod światło, czy nie ma dziurek.
Potem skład, rozmiar, kolor. O mamuniu, jakie ja tam ciuchy
znalazłam. Perły! Jeden sweter kaszmirowy, jak potem sprawdziłam w
internecie cenę za nowy, to do tej pory boję się go założyć,
żeby nie poplamić i nie uszkodzić. Tysiąc funtów nie w kij
dmuchał, a ja za pięć lari kupiłam i sprzedawczyni się cieszyła,
że klient na ciuchy się trafił.
A najlepsze było w
innym sklepie z używaną odzieżą. Jak zwykle weszłam i zapytałam
o ceny. Pani powiedziała co po ile i dodała, że ubrania w workach
po jeden lari za sztukę. A wory takie gdzieś na metr wysokie i
wypchane po brzegi. To co było robić. Po kolei wysypywałam
wszystko z worów i każdą rzecz przeglądałam. I powiem Ci, że
znalazłam tam takie rzeczy, które w normalnym sklepie miałyby cenę
mocno ekskluzywną.
Tym sposobem
pokochałam zakupy w gruzińskich szmateksach i moja szafa w
dziewięćdziesięciu procentach składa się z rzeczy tam kupionych.
A wszystko z naturalnych włókien, które zapewniają mi komfort o
każdej porze roku. I satysfakcja podwójna. Po pierwsze nie napędzam
popytu na nowe ubrania, a po drugie mam rzeczy niepowtarzalne,
naturalne i gdybym chciała takie kupić nowe, to nie wystarczyłoby
mi rocznych dochodów. Uprane, wyprasowane, zadbane zupełnie nie
wyglądają na rzeczy z secondhandu.
I pojadę teraz
mądrością ludową, że nie ma tego złego, co by na dobre nie
wyszło. A ta sytuacja wychodzi na dobre nie tylko dla mnie, ale też
dla środowiska. Brzmi górnolotnie, ale ziarnko do ziarnka i
niechcący zadbałam o matkę Ziemię. Powiem Ci coś jeszcze. Lubię
tak sobie pogrzebać w tych szmatkach. To pewnie się odzywa ten
pierwotny instynkt. Tylko nie wiem który. Łowcy, czy tego, co to
grzebał w ziemi, żeby korzonki do jedzenia znaleźć.
Tak czy inaczej
jeżeli i w Tobie takie pierwotne instynkty się odezwą, to powiedz
mi o tym. Pojedziemy razem pogrzebać. Pokażę Ci moje miejscówki.
Poznasz Gruzję od nietypowej strony.
Pierwsze zdjęcie:
Haftowane dżinsy włoskiej projektantki Elisy Landri 100% bawełna-
8 GEL, szary sweter niemieckiej projektantki Jil Sander 100%
kaszmir- 5 GEL, biała koszula 100% bawełna- 5 GEL
Drugie zdjęcie:
Brązowy golf 100% jedwab- 5 GEL, brązowe spodnie 100% wełna- 10
GEL, zielony kardigan 70% jedwab 30% bawełna- 3 GEL, czapka
mieszanka bawełny i poliestru- 5 GEL
Zapraszamy do kontaktu. Będzie nam bardzo miło porozmawiać z Wami.
celina.wasilewska63@gmail.com