niedziela, 4 grudnia 2022

Wspomnień ciąg dalszy

 

    Dzieciństwo to taka część naszego życia, w której kształtują się wyobrażenia na temat ludzi i świata. Potem je weryfikujemy, zmieniamy lub naginamy rzeczywistość do nich, ale każdy ma tam w głowie coś swojego, niepowtarzalnego, taki sejf, w którym ukryte są nasze największe skarby.
    W moim sejfie są smaki, zapachy, uczucia i fantazje. Znaleźć tam można też wiele historii usłyszanych w długie jesienne wieczory i poukładanych według własnych wyobrażeń. Są historie miłosne, romantyczne, są też tragiczne, a wręcz kryminalne. Jest trochę historii wesołych, trochę smutnych. Każda z nich wiąże się z konkretnymi ludźmi, których twarze albo zatarły się w pamięci, albo byłam wówczas zbyt mała, aby je zapamiętać. Ale zapachy, smaki i zdarzenia potrafią wywlec z zakamarków pamięci niezwykłe opowieści, prawdziwe, najprawdziwsze życie ludzkie, emocje i uczucia, jakby wydarzyły się wczoraj.
    Byłam kilkuletnim dzieckiem, nie chodziłam jeszcze do szkoły. Miałam może cztery, może sześć lat. Pamiętam jesienny wieczór, w domu babci wesoło trzaskało palące się drewno w piecu, dziadek czytał gazetę, babcia szykowała kolację, a my z bratem wycinaliśmy ze starych gazet przeróżne twory. Czekaliśmy, aż mama wróci z pracy. Nagle drzwi do kuchni się otworzyły, weszła mama i od progu powiedziała:
    - Zabił swoją żonę. Poderżnął jej gardło.
    Wstrzymaliśmy z bratem oddech. Kto mógł zrobić coś tak okrutnego i dlaczego? Okazało się, że kilka domów dalej, na skraju wsi miała właśnie miejsce straszna tragedia. Mąż zabił żonę, która spała nieświadoma zagrożenia. Mieli kilkoro dzieci. Najmłodsza Basia miała wtedy niespełna dwa lata. Oczywiście moje uszy przestawiły się na częstotliwość wyłapującą jak najwięcej szczegółów tego wydarzenia, bo takie historie wprowadzały swoisty koloryt do monotonnego wiejskiego życia. Nikt nie wiedział dokładnie, co wydarzyło się w tej rodzinie, że doszło do zabójstwa. Wiadomo było, że mąż poderżnął gardło dla śpiącej żony, która wykrwawiła się na śmierć. Zabójca trafił najpierw za kratki, potem do psychiatryka, a po kilku latach wrócił do swego domu. Pamiętam, jak wychowywał Basię, swoją córkę, która potem wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Wszyscy we wsi przyglądali się tej rodzinie, schodzili z drogi mężczyźnie, który miał krew na rękach, a mimo to często widzieliśmy go, jak na tychże rękach nosił swoją córkę. Szczegółów tej historii nie znam, chyba nikt nie zna.
    Po kilkunastu latach od zabójstwa wsią wstrząsnęło nowe zdarzenie. Zabójca rzucił się pod pociąg. Zginął na miejscu. Co nim kierowało, co się działo w jego głowie, jak widział ludzi i świat, dlaczego zrobił to, co zrobił? Ani wtedy, ani dzisiaj nikt nie odpowie na te pytania. Jeszcze przez wiele lat ludzie we wsi wracali do tej historii, dodawali coś od siebie, rozpalali emocje, aby potem na jakiś czas znowu o niej zapomnieć.
    Nie tylko takie mroczne historie pamiętam. Większość jednak obfitowała w mniej lub bardziej sensacyjne fakty dla kilkuletniego dziecka, które zazwyczaj jest bardzo dociekliwe.
    Mnie nurtowało pytanie skąd się wzięłam na świecie. Co prawda uczestniczyłam, od kiedy pamiętam, w wykluwaniu się kurczaków z jaj, ale coś mi nie pasowało. Zadałam więc to pytanie mojej babci, bo kto, jak nie ona mógłby mi wówczas wyjaśnić moje wątpliwości. I otrzymałam krótką i konkretną odpowiedź:
    -Bocian cię przyniósł i wrzucił do komina.
    Zastanowiłam się chwilę i pojawiła się następna wątpliwość, bo jak mógł mnie bocian wrzucić do komina? Przecież spadłabym na rozgrzaną płytę pieca i usmażyłabym się.
    - Nie, nie- powiedziała babcia- wtedy akurat nie paliło się w piecu, więc wykąpaliśmy cię, bo cała byłaś czarna od sadzy i położyliśmy do kołyski.
    I znowu chwila na przetworzenie danych w kilkuletniej główce i następna wątpliwość. Jak to bocian? Przecież w lutym nie ma bocianów, one na zimę odlatują do ciepłych krajów.
    Tu cierpliwość babci się skończyła, bo powiedziała tylko, że to chyba był jakiś zabłąkany bocian i poszła do swoich zajęć, a ja uznałam, że trzeba będzie wrócić do tematu w odpowiednim czasie, bo te klocki nie składają się w całość.
    To było ponad pół wieku temu. Wtedy nikt nie tłumaczył dzieciom zawiłości związanych z poczęciem i narodzinami. Dzieci przynosiły bociany albo znajdowało się je w kapuście. Zimą również i koniec, kropka. Takie tłumaczenie wystarczało na jakiś czas, potem bywało różnie, najczęściej rozwiązanie tej zagadki podsuwała starsza koleżanka lub siostra, która już zdobyła praktyczne doświadczenie w tej kwestii i nie miała oporów, aby edukować młodszych.
    Świat mojego dzieciństwa był prosty, spokojny, ciekawy i łatwy do akceptacji. Życie przebiegało w określonym rytmie, który dyktowały pory roku. Ludzie mogli liczyć na pomoc sąsiadów, nikt nie zamykał drzwi na klucz, bo ludzie nie mieli w domach skarbów, które kusiłyby złodzieja. Głodnego każdy nakarmił, biednego wspomógł, sobie nawzajem ufano, więc niejedne drzwi nie miały nawet zamka, o kluczu nie wspominając. Poza tym doskonale działał monitoring sąsiedzki, więc nic się we wsi nie ukryło.
    W tym klimacie wychowywało się dzieci. Uczono szacunku do starszych, poszanowania cudzej własności i dzielenia się z potrzebującymi. Te wartości wyniosłam z rodzinnego domu.
„Jestem taki, jaki jestem, dzięki temu, kim byłem”. – John Wayne 

 

Zapraszamy do kontaktu. Będzie nam bardzo miło porozmawiać z Wami. 

 

celina.wasilewska63@gmail.com 


nr tel.   +995 599 22 19 63  - polski, rosyjski, angielski (Polish, 
Russian, English)  można na Whatsapp



Zapraszamy do polubienia nas na FB. Like us  https://www.facebook.com/peterguesthouse
oraz na naszą grupę na FB  Gruzja i my


1 komentarz:

  1. Mnie w końcu jak powiedzieli, że byłam w brzuszku to też nie za bardzo pasowało. Mama jadła sobie zupę a mnie na głowę kapało.

    OdpowiedzUsuń