poniedziałek, 2 marca 2015

Armenia, Erywań dniem i nocą 12-18. 09. 2014 r

W czasie kilkudniowego pobytu w stolicy Armenii mieliśmy wrażenie, że czegoś nam w tym mieście brakuje. Dopiero rozmowa z Leną uświadomiła nam, że nie ma tu typowego starego miasta. Wszystkie stare budynki zostały wyburzone i w ich miejsce zbudowano nowe, niekoniecznie ładniejsze. Pozbawiono miasta duszy.
Z powodu upału wychodziliśmy rano i w południe wracaliśmy do domu. Następnie wieczorem szliśmy poznawać nocne życie Erywania.
Ciekawym punktem naszych przedpołudniowych spacerów był bazar w pobliżu Placu Republiki nazywany przez miejscowych wernisażem. Można tam kupić praktycznie wszystko. Stoiska są kolorowe, a bazar posiada swoisty koloryt.





Więcej zdjęć bazaru

Przyjemnie było też wypić kawę w restauracji na wzgórzu obok pomnika Matki Armenii.

Ja z Leną






Spacer po ulicach w centrum miasta miał również swój urok.

Filharmonia






Robi się ciasto na chleb

Poszliśmy również zobaczyć, gdzie produkuje się w Armenii wyśmienity koniak Ararat i Noy. Potem w sklepie firmowym w centrum Erywania kupiliśmy butelkę do domu.








Piotr w firmowym sklepie z koniakami

Wracając odwiedziliśmy meczet w Erywaniu. Wejście do niego znajduje się przy dużej, ruchliwej ulicy. Jednak po przekroczeniu drzwi wchodzi się na dziedziniec, gdzie nagle jest cicho i spokojnie, można posiedzieć na jednej z ławeczek i poddać się temu klimatowi.






Więcej zdjęć z meczetu

Jednak najbardziej podobało się nam nocne życie miasta, które poznawaliśmy z naszą gospodynią.

Plac Republiki










 Już pierwszego wieczoru zabrała nas na kawę w klimatycznej kawiarni nad jeziorem. Dodatkową atrakcją był występ miejscowej piosenkarki.
Potem poszliśmy do Małchaz Jazz Club, gdzie stolik należy rezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem. Nam udało się wejść, bo właścicielem klubu jest znajomy Leny, który z wielką charyzmą gra muzykę jazzową. Jest on samoukiem, od wieczora "nastraja" się aby około północy zagrać dla gości. Do północy grają i śpiewają zaproszeni przez niego artyści. Koncert w jego wykonaniu będziemy długo pamiętać.

Tu mieści się Małchaz Jazz Club



Z Leną słucham jazzu

Inny z wieczorów spędziliśmy w restauracji w pobliżu Placu Republiki. Panowała w niej swojska atmosfera. Siedzieliśmy po winoroślami, z których zwisały kiście winogron. Jedzenie było smaczne i niedrogie, a wystrój nawiązywał do tradycji.










Wracając do domu mijaliśmy ulicznych grajków.

 Jeden szczególnie utkwił nam w pamięci. Ledwo trzymając się na nogach usiłował zagrać coś na klawesynie. Niestety po kilku uderzeniach pałeczkami głowa opadała mu coraz niżej, aż zatrzymywała się na instrumencie i grajek zastygał w bezruchu. Jego kolega zaś przepraszał przechodniów, którzy się zatrzymywali, aby posłuchać muzyki i tłumaczył, że to on go upił do nieprzytomności, a bardzo strojnie ubrana dama melancholijnym głosem mówiła:
-Tajger, graj, będę śpiewać.
I tak kilka razy powtórzyła się ta sytuacja i w końcu dama zrezygnowała ze śpiewania, a Tajger zaniemógł na dobre.

Zmęczony Tajger


Jeden z wieczorów zaczął się bardzo kulturalnie. Lena zaprosiła nas do filharmonii. Lena pracowała w szkole muzycznej jako nauczycielka. Uczyła gry na pianinie i stąd jej zamiłowanie do muzyki poważnej. Poszliśmy ciekawi wielkiego świata muzycznego. Koncert nawet nam się podobał i było bardzo nastrojowo ale krótko.
Filharmonia w Erywaniu





 Po koncercie Lena zabrała nas do swojej koleżanki Gayane i zaczęliśmy imprezę.



Od prawej: Lena, Gayane i ja


 Zakończyliśmy w jednej z erywańskich restauracji.


Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz