Rano obudziło nas piękne słońce. Pogoda w Gruzji jak zwykle nie zawiodła. Zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy powłóczyć się po uliczkach Mcchety. Chcieliśmy zwiedzić klasztor Samtawro i obejrzeć miasto. Mccheta jest niewielka ale ma kilka ciekawych miejsc.
Klasztor Samtawro znajduje się niedaleko świątyni Sweti Cchoweli. Są tam dwa kościoły- większy z XI, a mniejszy z IV wieku.
Świątynia Samtawro z XI w |
Mniajsza świątynia z IV w. Według legend w tym miejscu modliła się św. Nino |
Wierni przy grobie mnicha Gabriela |
W klasztorze obecnie posługuje czterdzieści mniszek. Jest tam też rozległa nekropolia.
Zdjęcia Klasztor Samtawro
Po zwiedzeniu Samtawro poszliśmy powłóczyć się po uliczkach Mcchety. Na jednej z nich spotkaliśmy grupę starszych panów. Z rozmowy z nimi dowiedzieliśmy się, że są uchodźcami z Abchazji, których tutaj osiedlono. Mówili nam, że bardzo tęsknią za swoimi rodzinnymi stronami, do których nie mogą wrócić. Powiedzieli, że w pobliżu jest mała cerkiewka, którą warto zobaczyć. Poszliśmy ją obejrzeć.
Ja przy małej cerkiewce |
Zdjęcia Malutka cerkiewka w Mcchecie
Po zwiedzeniu cerkiewki postanowiliśmy coś zjeść. Usiedliśmy przy stoliku jednej z knajpek na placu przy klasztorze Sweti Cchoweli. Zamówiliśmy pierogi chinkali, bakłażana z pastą z orzechów i chaczapuri.
Pod żółtymi parasolkami spożywaliśmy posiłki |
Po sutym posiłku i z powodu upału zamierzaliśmy udać się do naszego pokoju na sjestę. Gdy przyszliśmy do domu okazało się, że do Gulo przyjechała rodzina w gości. Gulo zaprosiła nas do stołu byśmy poznali jej rodzinę i wypili z nimi po kieliszku wina.
Z rodziną Gulo |
Ja z Guliko pijemy bruderszaft |
Trochę z nimi posiedzieliśmy, porozmawialiśmy i poszliśmy do pokoju, by odpocząć i przeczekać upał. Pod wieczór, gdy upał zelżał, wyszliśmy do miasta. Chodziliśmy po starych, pięknie odrestaurowanych uliczkach.
Mccheta jest spokojnym miasteczkiem na wieczorny spacer.
Dorożka na uliczkach Mcchety |
Mozajka z terakoty na jednym z budynków |
Piotr na jednej z ulic Mcchety |
Zawędrowaliśmy pod świątynię Sweti Cchoweli i spotkaliśmy tam grupę polskich turystów. Czworo z nich zamierzało zostać w Mcchecie i szukali noclegu. Zaprowadziliśmy ich do Guliko, która wynajęła im pokoje, a nas obdarowała butelką wina w podziękowaniu za dodatkowych lokatorów. Poleciliśmy im odwiedzenie cerkwi Dżwari na wzgórzu i obejrzenie stamtąd panoramy miasta.
Widok na Sweti Cchoweli ze wzgórza Dżwari |
Gdy wrócili, mieli ochotę na wino. Okazało się, że w pobliskim sklepiku nie ma wina. Sprzedawczyni powiedziała, że na uliczce obok siedzi "dziadzia Kola" i u niego można nabyć ten szlachetny trunek. Gdy podeszliśmy do niego nie reagował. Ożywił się dopiero na słowo "wino". Podniósł się ze stołeczka i ruszyliśmy do jego piwniczki. Kiedy ją otworzył, to jakbyśmy się cofnęli do czasów stalinowskich. Było tam dużo pamiątek z tej epoki i portretów Stalina. Dziadek był tak stary, że napełnianiem butelek z gąsiora zajął się Piotrek.
Po powrocie usiedliśmy wspólnie do stołu by skonsumować zakupiony trunek. Po degustacji poszliśmy spać. Następnego dnia zamierzaliśmy jechać do Gori.
Serdecznie zapraszamy do pięknej Kachetii, do naszego Peter's Guest House w Sighnaghi, do kontaktu z nami:
celina.wasilewska63@gmail.com
nr tel. +995 599 22 19 63 - polski, rosyjski, angielski (Polish,
Russian, English)
Rezerwować pokoje można też tutaj
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz